piątek, 18 lipca 2014

Relacja dzień 12

Chęciny - Tarnów 
124,4 km; 7:56 h



I oto nadszedł kolejny dzień naszej wyjątkowej pielgrzymki rowerowej!
Poprzedniego dnia podczas spożywania bardzo smacznego leczo (choć dla mnie to było bardziej risotto, co nie zmienia faktu że było przepyszne), postanowiliśmy, że powtórzymy manewr polegający na wstaniu o 5 rano, aby zdążyć, ominąć, uciec przed deszczem, który… miał raz padać a raz nie. Wszyscy zgodnie jednak przyjęli ten pomysł i przygotowali się na wczesne wstawanie.
515 wybiła i obudziły mnie koguty Michała. Mam na myśli niesamowicie denerwujący alarm, który trzeba wyłączyć jak najszybciej :P. tak właśnie zrobiłem i niewiele myśląc klapnąłem z powrotem na łóżko. Zdążyłem jeszcze zauważyć, że Michał, Jarek i Adam, z którymi byłem w pokoju nawet nie zareagowali na te okropne dźwięki. Całe szczęście że alarm miał włączoną drzemkę i zapiał po 10 minutach po raz drugi, bo nigdy byśmy nie wstali.
Później już wszystko biegło po naszej myśli - pakowanie, śniadanie, pożegnanie, podziękowanie i w końcu wyjazd! Pierwsze metry minęły praktycznie bez pedałowania, bo mieliśmy z górki, ale nie wszystko okazało się być takie łatwe…
Do pierwszego postoju jechaliśmy wszyscy razem, parami z naszą cudowną zamykającą Marysią, która czuwała nad naszym bezpieczeństwem krzycząc ciągle „Lewa wolna!”, „Gęsiego!”, „Ścieśnijcie się ok?”. Gdy już nasze żołądki zostały choć częściowo zaspokojone, wyruszyliśmy dzieląc się na parę grup. Podział choć przypadkowy wyniknął z różnych upodobań co do stylu jazdy. Zaczęły się pojawiać dosyć strome podjazdy, więc pierwsza grupa składała się z osób preferujących szybsze wjazdy. Wyjechaliśmy w kolejności: Adam, Michał, Asia, Dawid, Jarek, tuż za nimi ojciec Arek z Pauliną, a za nimi Gosia, Kasia, Basia i Marysia. Ucieczka odskoczyła bardzo szybko, bo po około 2 kilometrach nie było już za nami widać ojca z Pauliną. Ta dwójka uknuła jednak niesamowicie sprytny plan i wyprzedziła uciekinierów tuż przed wjazdem do Pacanowa, w którym ustaliliśmy postój. Paulina wyczerpana jednak dosyć mocnym podjazdem musiała trochę zwolnić, więc nadarzyła się okazja żeby ją wyprzedzić, zwłaszcza że znajdowaliśmy się właśnie na zjeździe!
Adam jako otwierający zaatakował pierwszy, tuż za nim przyspieszał już Michał. Niestety manewr ten zupełnie nie wyszedł. Asia w ostatnim momencie wyminęła lecącego na środek jezdni Michała, który ułamek sekundy wcześniej zahaczył o koło Adama. Z mojej perspektywy wyglądało to tragicznie, ale na szczęście upadek okazał się nie być taki okropny. Michał nie ucierpiał prawie wcale, nie licząc siniaka na biodrze i lekko zadrapanej ręki. Większych szkód doznał sprzęt - wygięte tylne koło, osłona na łańcuch i pęknięty kask. Udało się jednak poskładać rower w jedną całość i pojechaliśmy dalej, tym razem bardziej uważając na tylne koła przyjaciół.
Na postoju w Pacanowie okazało się, że wcale tam nie podkuwają kóz, natomiast Europejska Stolica Bajek wyglądała przepięknie. Jednak koniec wyprawy był jeszcze daleko, więc trzeba było ruszać dalej!
Wyjazd z Pacanowa skończył się niestety prawie tak samo jak wjazd. Tym razem to Jarek zahaczył o koło (znowu) Adama i poleciał, lecz z mniejszą prędkością niż Michał i bez żadnych strat nie licząc pękniętego kasku. Kilometr później w takiej samej sytuacji znalazła się Gosia która zahaczyła o wyjątkowo nie jadącą na końcu Marysię i wylądowała na poboczu robiąc fikołka i turlając się do rowu. Wypadek wyglądał tragicznie jednak i tym razem nic się nie stało. Dalsza podróż minęła bez niechcianych przygód. No chyba że do jednej z takich można zaliczyć gumę, którą złapała Gosia 600 metrów od naszego celu.
Po kolacji tradycyjnie poszliśmy na spacer po mieście, a na zakończenie dnia była Adoracja Najświętszego Sakramentu.
Teraz siedząc już bezpiecznie w pokojach dziękujemy Bogu że nic nikomu się nie stało i że możemy kontynuować nasz rajd :D

PS. Michał wymienił koło, Gosia ma nową dętkę, nasze brzuchy zostały zapełnione przepysznymi naleśnikami zrobionymi przez Paulę i Asię, a zaproponowanymi przez Marysię. (syndrom króla Midasa Adamie).

Relacjonował Wasz Dawid ;)

No to smażymy naleśniki na następny dzień. Tu oferta limitowana :P

Zdjęcie pożegnalne i w drogę!

"W Pacanowie kozy kują (...)"

Michał i jego "auto zastępcze" - Krasula
Zanim na spacer... to jeszcze pociśniemy kilka krzyżówek. :D

Przedstawiamy tarnowskiego słonia :)
Szlak turystyczny w Tarnowie.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz