Po czterech dniach zdobywania szczytów Bieszczad (tym razem pieszo), znów przesiedliśmy się na rower, tym razem już na ostatni dzień naszego rajdu. Trochę smutno się jechało, wiedząc, że to już koniec wyprawy, oraz dlatego że Magda również już się odłączyła, gdyż musiała wracać do domu. Jednocześnie wypełniała nas radość- radość, że nie padało, oraz że dotarliśmy cali i zdrowi. Już u stóp samej Kalwarii Pacławskiej wyszło słoneczko i dodało nam otuchy przed ostatnim kilometrem bardzo stromego podjazdu. Ale to nas nie przeraziło, i na samym szczycie przywitano nas okrzykami, uśmiechem, oraz....kamerami! Oto link do filmiku zawierający relację z naszego wjazdu: http://www.projektmesjasz.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=431&Itemid=723 (kliknąć filmik z dnia pierwszego: 0:52- 1:22).
Nie możemy się doczekać kolejnych wspólnych wypraw. I jedno jest pewne- po tylu kilometrach nie tylko zżyliśmy się z własnymi rowerami, ale również ze sobą... ;)
Marysia
Żegnamy Ustrzyki |
Szczęśliwi (prawie) u celu :) |
Zwycięzcy Kalwarii ;) |
Przywitano nas gromkimi brawami, kamerą... |
...oraz serdecznymi uściskami (tu: od kierowcy, świadka całej wyprawy). Udało nam się! :)
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz